Jak przygotować dziecko na powrót do nauki stacjonarnej?
fot. nadesłane
Od 1 września uczniowie szkół mają powrócić do nauki stacjonarnej w takim kształcie, w jakim miało to miejsce przed pandemią. Jakie problemy mogą napotkać dzieci i młodzież po kilkunastu miesiącach uczestniczenia w lekcjach zdalnych? Czy długotrwała izolacja wpłynie na zdolność do nauki i nawiązywania relacji z rówieśnikami? O tym, w jakim stopniu pandemia mogła wpłynąć na zdrowie i psychikę oraz jak rodzice mogą pomóc dzieciom przezwyciężyć trudności mówi dr Beata Rajba, psycholożka z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
REKLAMA
Badania prowadzone pod Pani kierunkiem przez studentów DSW pokazują, że w czasie pandemii prawie połowa nastolatków zmagała się z objawami depresji i lęku, a 17% miało nasilone myśli samobójcze.
Rok 2020 był też rekordowy pod względem liczby samobójstw dzieci i młodzieży. Czego należy się spodziewać po powrocie do szkoły?
Przede wszystkim zaostrzenia objawów u tych uczniów, którzy już wcześniej mieli problemy. Już teraz słyszę od swoich pacjentów, że stresują się powrotem do szkoły i na uczelnię, że nie mają siły wstać z łóżka, a gdy popróbują wypocząć, co chwile budzi ich lęk „nic nie umiem, teraz się wyda”.
Zdalne nauczanie dało uczniom dużo wolności i w efekcie nie opanowali oni ani wiedzy bezużytecznej, takiej jak powierzchnia jezior Polski, daty powstań we Włoszech czy masa atomowa poszczególnych pierwiastków, ani tego stosunkowo niewielkiego zakresu wiedzy absolutnie koniecznej do funkcjonowania we współczesnym świecie. Teraz mają świadomość swojej niewiedzy i boją się, że się ona wyda.
Badania, które przeprowadziliśmy na początku poprzedniego roku szkolnego, a więc już po kilku miesiącach zdalnego nauczania, pokazały, że podstawowa obawa uczniów ogniskuje się wokół braków wiedzy, które nauczycielom łatwiej wyłapać w nauczaniu stacjonarnym.
Czego jeszcze obawiali się uczniowie rok temu?
Ich obawy były zaskakująco „dorosłe” – bali się, ze się zarażą albo zarazi się i zginie ktoś bliski, ale także około 30% niepokoiło się o płynność finansową rodziny, o to, czy będą pieniądze na spłatę kredytu, czy rodzice nie stracą pracy. Myślę, że młodzi ludzie są dziś boleśnie świadomi zjawisk takich jak inflacja, zmniejszenie dochodów, kryzys w niektórych branżach. Mimo że są wobec nich bezsilni, martwią się na równi z rodzicami.
Czy małe dzieci znoszą izolację w pandemii łatwiej, niż starsze?
W przypadku małych dzieci zmiany w zachowaniu bywały bardziej spektakularne, jednak w przypadku nastolatków były one poważniejsze. Maluchy ze względu na brak stymulacji „cofały się w rozwoju”, czasem nawet wracały do pieluchy, zatracały umiejętności społeczne czy umiejętność pisania. Oczywiście szkoda ich, będą się musiały tego wszystkiego uczyć od nowa, jednak młodsze dzieci mają większą zdolność adaptacji.
U starszych dzieci, nastolatków, pandemia może faktycznie mieć poważne skutki, które odbiją się na całym ich życiu. Ich świat przestał być przewidywalny, bezpieczny, a doświadczenie kryzysu sprawia, że z mniejszą ufnością patrzą w przyszłość.
Do tego wiek nastoletni to jeden z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka. W jego rozwój jest wpisana na tym etapie niestabilność emocjonalna, tzw. „burza hormonów”, a tak naprawdę przebudowa układu nerwowego, niestabilność obrazu samego siebie, w znacznej mierze opierającego się o to, co myślą inni wokół. Do tego dochodzi presja egzaminu ósmoklasisty i matury, mających zaważyć na całym dalszym życiu, a także konieczność wyboru ścieżki dalszego kształcenia. Jest to decyzja okupiona ogromnym lękiem, bo nastolatki dopiero poznają siebie, budują swoją tożsamość i mało który ma pojęcie, co tak naprawdę chce w życiu robić. Nawet bez pandemii jeden na pięciu nastolatków miał problemy psychiczne, teraz ta liczba się podwoiła.
Skąd biorą się te problemy grupy, która jak się wydaje, powinna z radością i beztroską przyjmować to, że nie musi chodzić do szkoły?
Zaryzykuję tezę, że to nie brak szkoły jest głównym winowajcą. Szkoła polska to twór głęboko zakorzeniony w XIX-wiecznej pedagogice, zabijający zainteresowania ucznia nadmiarem nudnych lektur i nieciekawych tematów, nie umiejący rozbudzić w nim pasji czy wykorzystać w nauczaniu tego, co ucznia „kręci”, choćby to były wyłącznie gry lub życie celebrytów.
Oczywiście izolacja nie pomogła, bo spędzanie co dzień kilku godzin miedzy kolegami zmuszało do nawiązywania relacji. Jednak podstawowym winowajcą jest u znacznej części uczniów dom rodzinny.
Wystarczy spojrzeć na wyniki innych badań studentów DSW, przeprowadzonych w czerwcu 2020: o 75% wzrosła liczba awantur, o 17% liczba osób, które piją więcej, niż przed pandemią (a wyniki innych badaczy pokazują, że piją więcej głównie osoby w związkach). Nie mamy polskich danych odnośnie liczny rozwodów, ale dane niemieckie wskazują, że ich liczba wzrosła czterokrotnie. To samo dotyczy przemocy – w Hiszpanii zanotowano 2,5 krotny wzrost, we Francji trzykrotny, w Polsce telefony zaufania dla ofiar przemocy odbierają o 25% więcej połączeń. Do tego na skutek pandemii co piąty Polak stracił przynajmniej częściowo źródło dochodu w 2020 roku, a blisko 40%, 2 razy więcej niż przed pandemią, borykało się z problemami psychicznymi. Jeśli rodzice są tak przeciążeni psychicznie, nie znajdują siły, by dać dziecku wsparcie. Dają mu co najwyżej uwagę negatywną – krzyk, przemoc, krytykę, wyładowywanie złości.
Czy wszyscy uczniowie potrzebują wsparcia?
Na pewno nie w równym zakresie. Pamiętajmy, że oprócz połowy uczniów, którzy cierpią z powodu obniżonego nastoju, jest jeszcze ta druga, która poradziła sobie świetnie. Oni potrzebują co najwyżej powtórek materiału i może warsztatów integracyjnych.
A jak pomóc tym poszkodowanym przez pandemię?
Podstawą jest zidentyfikowanie uczniów potrzebujących pomocy i zapewnienie im dostępu do specjalisty. W tej chwili psychiatrów dziecięcych jest w Polsce około 400 (dla porównania, pediatrów 15 tys.), a na pomoc w ramach NFZ dzieci czekają nadal kilkadziesiąt dni. Dramatycznie mało jest też oddziałów psychiatrycznych dla nieletnich. Z kolei psycholodzy w szkołach są przeciążeni. Na jednego psychologa szkolnego przypada średnio 1000 uczniów. W tej sytuacji nie są w stanie tydzień w tydzień, długofalowo, pracować z jednym uczniem. Tu potrzebne są systemowe, zakrojone na szeroką skalę działania. Kampanie czy telefony zaufania, które nie leczą, a jedynie stanowią formę interwencji kryzysowej, to półśrodki.
Co mogą zrobić rodzice?
Przede wszystkim nie bagatelizować objawów. Czasem warto się przejść do psychologa niepotrzebnie, niż czekać, gdy dziecko cierpi. Jego stan z dużym prawdopodobieństwem się pogorszy. Zaniepokoić ich powinno, gdy od co najmniej dwóch tygodni dziecko jest apatyczne, osłabione, albo wręcz przeciwnie, agresywne, nerwowe, zalęknione. Gdy się objada albo głodzi, śpi całymi dniami, albo nie może zasnąć, przestaje dbać o swój wygląd, albo dba o niego w sposób nadmierny, podszyty lękiem przed oceną innych. Depresja u dzieci i nastolatków ma wiele twarzy, czasem przybiera formę nasilonego buntu, czasem dziecko „znika” z pola widzenia rodziców i cierpi w ciszy w swoim pokoju, w innych jeszcze przypadkach zaburzenia nastroju i lękowe objawiają się dziwnymi objawami somatycznymi – bólami głowy i brzucha, wymiotami, biegunkami.
A jeśli nie jesteśmy jeszcze na tym etapie?
Również nie bagatelizować, bardziej słuchać, niż udzielać rad, czy odpowiadać porównując dziecko do siebie: „ja w Twoim wieku…”.
Gdy już wysłuchamy dziecka i wiemy, czego się obawia, łatwiej nam mu pomóc. Może martwi się, że nic nie umie, i potrzebuje korepetycji albo małej powtórki? A może cierpi z powodu nasilonego lęku społecznego, a sen z powiek spędza mu strach przed oceną kolegów? W przypadku młodszych dzieci pomoże np. zestaw bajek terapeutycznych o wyrażaniu emocji czy zabawa z rodzicem w teatrzyk, w którym przećwiczą poznawanie nowych kolegów czy zapraszanie ich do zabawy. Starsze dziecko podbuduje już sam fakt, ze zostało wysłuchane ale nie zaszkodzi też wizyta u fryzjera czy zakup nowych ubrań przed 1 września. Gdy sami się sobie podobamy, łatwiej o pewność siebie w zetknięciu z innymi.
Jeśli więc chcemy naprawdę pomóc swojemu dziecku, powstrzymajmy się od rad i wykładów, od osądzania i krytyki. Dajmy mu się podzielić z nami swoimi obawami i wsłuchajmy się w jego potrzeby, próbując je zrozumieć i nazwać. Dla niego to bezcenna lekcja, że jest ważne i wartościowe, a z takim przekonaniem łatwiej stawiać czoła szkolnym wyzwaniom.
Rok 2020 był też rekordowy pod względem liczby samobójstw dzieci i młodzieży. Czego należy się spodziewać po powrocie do szkoły?
Przede wszystkim zaostrzenia objawów u tych uczniów, którzy już wcześniej mieli problemy. Już teraz słyszę od swoich pacjentów, że stresują się powrotem do szkoły i na uczelnię, że nie mają siły wstać z łóżka, a gdy popróbują wypocząć, co chwile budzi ich lęk „nic nie umiem, teraz się wyda”.
Zdalne nauczanie dało uczniom dużo wolności i w efekcie nie opanowali oni ani wiedzy bezużytecznej, takiej jak powierzchnia jezior Polski, daty powstań we Włoszech czy masa atomowa poszczególnych pierwiastków, ani tego stosunkowo niewielkiego zakresu wiedzy absolutnie koniecznej do funkcjonowania we współczesnym świecie. Teraz mają świadomość swojej niewiedzy i boją się, że się ona wyda.
Badania, które przeprowadziliśmy na początku poprzedniego roku szkolnego, a więc już po kilku miesiącach zdalnego nauczania, pokazały, że podstawowa obawa uczniów ogniskuje się wokół braków wiedzy, które nauczycielom łatwiej wyłapać w nauczaniu stacjonarnym.
Czego jeszcze obawiali się uczniowie rok temu?
Ich obawy były zaskakująco „dorosłe” – bali się, ze się zarażą albo zarazi się i zginie ktoś bliski, ale także około 30% niepokoiło się o płynność finansową rodziny, o to, czy będą pieniądze na spłatę kredytu, czy rodzice nie stracą pracy. Myślę, że młodzi ludzie są dziś boleśnie świadomi zjawisk takich jak inflacja, zmniejszenie dochodów, kryzys w niektórych branżach. Mimo że są wobec nich bezsilni, martwią się na równi z rodzicami.
Czy małe dzieci znoszą izolację w pandemii łatwiej, niż starsze?
W przypadku małych dzieci zmiany w zachowaniu bywały bardziej spektakularne, jednak w przypadku nastolatków były one poważniejsze. Maluchy ze względu na brak stymulacji „cofały się w rozwoju”, czasem nawet wracały do pieluchy, zatracały umiejętności społeczne czy umiejętność pisania. Oczywiście szkoda ich, będą się musiały tego wszystkiego uczyć od nowa, jednak młodsze dzieci mają większą zdolność adaptacji.
U starszych dzieci, nastolatków, pandemia może faktycznie mieć poważne skutki, które odbiją się na całym ich życiu. Ich świat przestał być przewidywalny, bezpieczny, a doświadczenie kryzysu sprawia, że z mniejszą ufnością patrzą w przyszłość.
Do tego wiek nastoletni to jeden z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka. W jego rozwój jest wpisana na tym etapie niestabilność emocjonalna, tzw. „burza hormonów”, a tak naprawdę przebudowa układu nerwowego, niestabilność obrazu samego siebie, w znacznej mierze opierającego się o to, co myślą inni wokół. Do tego dochodzi presja egzaminu ósmoklasisty i matury, mających zaważyć na całym dalszym życiu, a także konieczność wyboru ścieżki dalszego kształcenia. Jest to decyzja okupiona ogromnym lękiem, bo nastolatki dopiero poznają siebie, budują swoją tożsamość i mało który ma pojęcie, co tak naprawdę chce w życiu robić. Nawet bez pandemii jeden na pięciu nastolatków miał problemy psychiczne, teraz ta liczba się podwoiła.
Skąd biorą się te problemy grupy, która jak się wydaje, powinna z radością i beztroską przyjmować to, że nie musi chodzić do szkoły?
Zaryzykuję tezę, że to nie brak szkoły jest głównym winowajcą. Szkoła polska to twór głęboko zakorzeniony w XIX-wiecznej pedagogice, zabijający zainteresowania ucznia nadmiarem nudnych lektur i nieciekawych tematów, nie umiejący rozbudzić w nim pasji czy wykorzystać w nauczaniu tego, co ucznia „kręci”, choćby to były wyłącznie gry lub życie celebrytów.
Oczywiście izolacja nie pomogła, bo spędzanie co dzień kilku godzin miedzy kolegami zmuszało do nawiązywania relacji. Jednak podstawowym winowajcą jest u znacznej części uczniów dom rodzinny.
Wystarczy spojrzeć na wyniki innych badań studentów DSW, przeprowadzonych w czerwcu 2020: o 75% wzrosła liczba awantur, o 17% liczba osób, które piją więcej, niż przed pandemią (a wyniki innych badaczy pokazują, że piją więcej głównie osoby w związkach). Nie mamy polskich danych odnośnie liczny rozwodów, ale dane niemieckie wskazują, że ich liczba wzrosła czterokrotnie. To samo dotyczy przemocy – w Hiszpanii zanotowano 2,5 krotny wzrost, we Francji trzykrotny, w Polsce telefony zaufania dla ofiar przemocy odbierają o 25% więcej połączeń. Do tego na skutek pandemii co piąty Polak stracił przynajmniej częściowo źródło dochodu w 2020 roku, a blisko 40%, 2 razy więcej niż przed pandemią, borykało się z problemami psychicznymi. Jeśli rodzice są tak przeciążeni psychicznie, nie znajdują siły, by dać dziecku wsparcie. Dają mu co najwyżej uwagę negatywną – krzyk, przemoc, krytykę, wyładowywanie złości.
Czy wszyscy uczniowie potrzebują wsparcia?
Na pewno nie w równym zakresie. Pamiętajmy, że oprócz połowy uczniów, którzy cierpią z powodu obniżonego nastoju, jest jeszcze ta druga, która poradziła sobie świetnie. Oni potrzebują co najwyżej powtórek materiału i może warsztatów integracyjnych.
A jak pomóc tym poszkodowanym przez pandemię?
Podstawą jest zidentyfikowanie uczniów potrzebujących pomocy i zapewnienie im dostępu do specjalisty. W tej chwili psychiatrów dziecięcych jest w Polsce około 400 (dla porównania, pediatrów 15 tys.), a na pomoc w ramach NFZ dzieci czekają nadal kilkadziesiąt dni. Dramatycznie mało jest też oddziałów psychiatrycznych dla nieletnich. Z kolei psycholodzy w szkołach są przeciążeni. Na jednego psychologa szkolnego przypada średnio 1000 uczniów. W tej sytuacji nie są w stanie tydzień w tydzień, długofalowo, pracować z jednym uczniem. Tu potrzebne są systemowe, zakrojone na szeroką skalę działania. Kampanie czy telefony zaufania, które nie leczą, a jedynie stanowią formę interwencji kryzysowej, to półśrodki.
Co mogą zrobić rodzice?
Przede wszystkim nie bagatelizować objawów. Czasem warto się przejść do psychologa niepotrzebnie, niż czekać, gdy dziecko cierpi. Jego stan z dużym prawdopodobieństwem się pogorszy. Zaniepokoić ich powinno, gdy od co najmniej dwóch tygodni dziecko jest apatyczne, osłabione, albo wręcz przeciwnie, agresywne, nerwowe, zalęknione. Gdy się objada albo głodzi, śpi całymi dniami, albo nie może zasnąć, przestaje dbać o swój wygląd, albo dba o niego w sposób nadmierny, podszyty lękiem przed oceną innych. Depresja u dzieci i nastolatków ma wiele twarzy, czasem przybiera formę nasilonego buntu, czasem dziecko „znika” z pola widzenia rodziców i cierpi w ciszy w swoim pokoju, w innych jeszcze przypadkach zaburzenia nastroju i lękowe objawiają się dziwnymi objawami somatycznymi – bólami głowy i brzucha, wymiotami, biegunkami.
A jeśli nie jesteśmy jeszcze na tym etapie?
Również nie bagatelizować, bardziej słuchać, niż udzielać rad, czy odpowiadać porównując dziecko do siebie: „ja w Twoim wieku…”.
Gdy już wysłuchamy dziecka i wiemy, czego się obawia, łatwiej nam mu pomóc. Może martwi się, że nic nie umie, i potrzebuje korepetycji albo małej powtórki? A może cierpi z powodu nasilonego lęku społecznego, a sen z powiek spędza mu strach przed oceną kolegów? W przypadku młodszych dzieci pomoże np. zestaw bajek terapeutycznych o wyrażaniu emocji czy zabawa z rodzicem w teatrzyk, w którym przećwiczą poznawanie nowych kolegów czy zapraszanie ich do zabawy. Starsze dziecko podbuduje już sam fakt, ze zostało wysłuchane ale nie zaszkodzi też wizyta u fryzjera czy zakup nowych ubrań przed 1 września. Gdy sami się sobie podobamy, łatwiej o pewność siebie w zetknięciu z innymi.
Jeśli więc chcemy naprawdę pomóc swojemu dziecku, powstrzymajmy się od rad i wykładów, od osądzania i krytyki. Dajmy mu się podzielić z nami swoimi obawami i wsłuchajmy się w jego potrzeby, próbując je zrozumieć i nazwać. Dla niego to bezcenna lekcja, że jest ważne i wartościowe, a z takim przekonaniem łatwiej stawiać czoła szkolnym wyzwaniom.
PRZECZYTAJ JESZCZE